Autor |
Wiadomość |
<
Przedstaw się
~
Lucjusz Malfoy
|
|
Wysłany:
Wto 16:15, 22 Gru 2009
|
|
|
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
|
Lucjusz Malfoy urodził się 27 lipca 1954 roku jako syn Abraxasa Malfoya i jego żony Adelaidy La Fey. Już w kilkanaście minut po narodzinach ojciec poprzysiągł wychować go korzystając z odpowiednich środków, by w przyszłości nie tylko nie mieć problemów, ale przede wszystkim nie musieć się za niego wstydzić i mieć świadomość, że jego pierworodny syn okrył ród Malfoyów hańbą.
Do trzeciego roku życia dzieciństwo spędził wygodnie. W dniu trzecich urodzin Abraxas zatrudnił renomowanego guwernera, żeby nauczył Lucjusza rozmaitych przedmiotów, takich jak angielski, matematyka, etykieta, a później latanie i elementarna magia. Pan Malfoy również szkolił swego syna, odkąd ten skończył siedem lat. Każdego dnia dokładnie o trzeciej po południu obaj spotykali się w ogrodzie z tyłu domu. Abraxas nazywał to treningiem. Najpierw Lucjusz uczony był odpowiedniego chodzenia, potem kłaniania się, biegania tak, jak to robią ludzie z klasą. Potem posługiwania się białą bronią, od prostych pchnięć, zbić, bloków, po obroty i wymachy, czasem wymieniając te zajęcia na pojedynki na zaklęcia. Często ból był nie do zniesienia, a jemu nie wolno było chociażby się skrzywić, jeśli nie chciał usłyszeć kolejnej skargi ojca. Potem godzina odpoczynku i przejażdżka konna. Nie miał prawa przygarbić pleców albo zwolnić cugli choć na chwilkę. To było niedopuszczalne.
Nie licząc tego był rozpieszczany, fakt. Adelaide często go przytulała, by zasmakował choć troszkę ciepła i czułości. Chyba nie chciała, żeby jej syn był taki, jak mąż. Ale Lucjusz z czasem zrozumiał, że tak musi być. Że to dla jego dobra. Że musi być taki, jak on. I był. Sukcesywnie upodabniał się do Abraxasa nie tylko fizycznie, posturą, szarymi oczami, które z roześmianych stały się zimne, okrutne, ironiczne i bezlitosne, jak i sięgającymi ramion jasnymi włosami, ale i mentalnie. Chodził tak jak on, mówił tak, jak on, podzielał jego poglądy.
Wszystko się zmieniło, gdy został przyjęty do Hogwartu. Wszyscy wiedzieli, kim jest „panicz Malfoy”, jak to zwykła na niego mówić Bellatrix. Był jednym z młodszych członków zorganizowanego gangu Slytherinu, któremu po odejściu ze szkoły Belli sam przewodniczył. Dziwnym przypadkiem było jego zainteresowanie Severusem Snapem – mieszańcem. Uznał, że chłopak jest na tyle bystry i zdolny, że może się przydać.
Był dobrym uczniem, co nie znaczy, że czas wolny poświęcał na naukę. Nienawidził historii magii, transmutacji, na których odsypiał noce, a przede wszystkim wróżbiarstwa, gdyż „absolutnie nie wierzy w te brednie”. Zaskakiwała go jedynie charakterystyka jego znaku zodiaku. Lew, jak gdzieś przeczytał, ma wrodzony autorytet, nosi królewską koronę z niedbałym wdziękiem, a bycie numerem jeden jest dla niego stanem absolutnie naturalnym. Lubi i potrafi przemawiać. Stara się odnosić spektakularne sukcesy. Zaletą jest ambicja, zaś wadami - próżność i skłonność do fanfaronady. Nie zgadzał się jedynie z tym ostatnim. To zdecydowanie nie jest wada. Tak czy inaczej uważał to jedynie za zbieg okoliczności.
Od drugiej klasy grał w drużynie Quidditcha na pozycji ścigającego, później został również kapitanem drużyny. To nie było nie do przewidzenia.
Gdy miał 15 lat jego ojciec zmarł na smoczą ospę. Nie przejął się tym. A przynajmniej nie tak, jak teoretycznie powinien.
Jego małżeństwo ze śliczną, rok młodszą panienką Black było zaplanowane przez ich ojców od dawna, a ona nigdy się o tym nie dowiedziała. Ciągłość rodu, nieskazitelnie czysta krew, tak, że można się w niej przejrzeć, na dodatek błękitna. Czegóż chcieć więcej? Oficjalnie zabiegał o nią przez ponad trzy lata. Byli młodzi, zakochani, a ona miała swoje humorki. Schodzili się, rozstawiali, i tak w kółko. Dziewiętnastoletnia wtedy Narcyza narzekała, że panicz Malfoy zabiera jej młodość. Sześć lat później dała mu syna, któremu nadali imię Dracon.
Od kiedy tylko skończył szkołę, czekał na niego stołeczek w Ministerstwie. Może praca pomiędzy stertą papierów nie była zbyt zajmująca, ale dzięki temu mógł spokojnie obserwować i zdobywać potrzebne informacje dla Tego, Któremu zaufał na tyle, by wręcz poświęcić swą duszę. Był w stanie zrobić wszystko, by ideały wpajane mu od dziecka przestały być jedynie pustymi słowami.
Otrzymał Mroczny Znak w wieku siedemnastu lat. Wciągnięty przez Bellatrix, która z takim zapałem i iskierkami w oczach o Nim opowiadała, jaki to jest wspaniały. Kombinował. Kiedy przystępował do grona Śmierciożerców, próbował być cwańszy od samego siebie. Stwierdził, że jego zadaniem będzie stać tuż za tronem i szeptać do ucha władcy, kierując nim wedle własnej woli. Czarny Pan od początku miał w sobie ponury charyzmat i siłę władcy absolutnego, przez co mógł przewidzieć, że niedługo każdy w Zjednoczonych Królestwach będzie drżeć na dźwięk Jego imienia. Dlatego też był jednym z pierwszych, którzy się doń przyłączyli, przez co zapewnił sobie stałe miejsce u Jego boku, mogąc swobodnie doradzać i ukierunkowywać. Chciał być szarą eminencją. W tym tkwi prawdziwa potęga i władza. Później nie było odwrotu. Często znikał wieczorami, później na całe dnie, a potem tygodnie. Podczas pierwszej wojny ledwo uszedł z życiem. Był wściekły na samego siebie, za to, jaki jest słaby. Wciąż pamiętał słowa ojca, kiedy w dzieciństwie coś mu nie wychodziło. Słowa, które bolały bardziej niż uderzenie. Stał się jeszcze zimniejszy i okrutniejszy, wyzbył się resztki sumienia, ciepła, które burzyło jego poczucia własnej wartości i do którego się nawet nie przyznawał. Wtedy też zaczął zaszywać się w gabinecie we własnej rezydencji. Nie, żeby był sentymentalny. Po prostu siadał w głębokim skórzanym fotelu ze szklaneczką whisky i czytał, a na kanapie zawsze spał, pomrukując cicho, szary kot.
Za pierwszym razem się wyparł. Udało mu się dowieść swojej rzekomej niewinności, jakoby był pod działaniem zaklęć. Bał się? Tłumaczył to sobie, jako chęć działania w ukryciu, i że na wolności zrobi więcej, niż jakby siedział w Azkabanie. Nie wierzył, że On może wrócić.
Ułożył sobie życie tak, by mógł spokojnie naprzykrzać się innym. Był niezwykle szanowanym człowiekiem, ale przez większość znienawidzonym. Jego nonszalancja ukryta pod płaszczem powagi i dobrych manier i ironia idealnie wpleciona do elokwentnych wypowiedzi potrafiła doprowadzić do szału. On był z tego niezmiernie zadowolony. Został przewodniczącym rady Hogwartu, a potem także zasiadł w Komisji Ligii Niebezpiecznych Stworzeń. Podjął działania mające na celu zdyskredytować Dumbledore’a jako dyrektora Hogwartu, co jednak niedoszło do skutku.
Nie wierzył. Znów się mylił. Stawił się na wezwanie swego Pana, kiedy Ten próbował pokonać Harrego Pottera na cmentarzu. Był tam. Widział Go. Znów się bał? Nie, po prostu wrócił na służbę. Poświęcił kolejne godziny na tajnych spotkaniach, które jednak dużo szybciej niż kiedyś zmuszały do działania.
Po słynnej porażce w Departamencie Tajemnic zmienił miejsce zamieszkania na zimną i ciemną celę Azkabanu. Próbował znów się wykręcić, jednak przyłapany na gorącym uczynku nie miał zbyt dobrego alibi. Chyba wtedy tak naprawdę zrozumiał, jak wiele znaczy dla niego Narcyza. Młoda panienka Black nie była przekonana do małżeństwa z Lucjuszem, jednak posłuchała ciotki Walburgii, która twierdziła, że „miłość przyjdzie później”. Siedział pod kamienną ścianą i wyczekiwał kolejnych odwiedzin żony. Nie mogli wtedy mówić zbyt wiele, szukali w swoich oczach słów, których nie mogli wypowiadać na głos. Wtedy szare oczy rozbłyskiwały jasno, teraz na co dzień przyćmione strachem. Drżał, ale nie mógł powstrzymać bladego uśmiechu. Jej spojrzenie było dla niego ukojeniem, jedyną radością, niemal jak długa pieszczota. Szeptali do siebie, nie otwierając ust.
Miał jeszcze okazję zasmakować tego, co zwykli, przeciętni ludzie nazywają szczęściem. Czarny Pan uwolnił ich wszystkich z więzienia, które było gorsze niż Bastylia. Ukarał go surowo, gdyż wiedział, że Lucjusz nie zniesie poniżenia. Czuł się również odpowiedzialny za Jego poczynania wobec Draco. Po całym „przedstawieniu” wrócił do życia, które wiódł pomiędzy wojnami. Został oczyszczony z zarzutów, znów pracował i czuł się w miarę bezpiecznie. Wiedział jednak, że jeśli Lord Voldemort ponownie ogłosi powstanie, będzie w stanie walczyć w obronie dawno zapomnianych ideałów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lucjusz Malfoy dnia Wto 16:19, 22 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 16:31, 22 Gru 2009
|
|
|
Dołączył: 06 Sie 2009
Posty: 1406
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam, dokąd nikt nie dociera
|
|
Witam.... nie wiem jako kogo, bo nie chciało mi się czytać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 16:53, 22 Gru 2009
|
|
|
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
|
- No to faktycznie masz się czym chwalić - zmierzył dziewczynę niezbyt przyjaznym spojrzeniem - osobiście w takiej sytuacji wolałbym w ogóle się nie odzywać. Ale to już zależy od kultury i poczucia smaku delikwenta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 18:35, 22 Gru 2009
|
|
|
Dołączył: 10 Gru 2009
Posty: 439
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Londyn Płeć: Kobieta
|
|
[jeśli sie nie mylę, tu jeszcze nie piszesz fabularnie]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 20:32, 22 Gru 2009
|
|
|
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
|
[ nie mam w zwyczaju pisać nie-fabularnie. A ta uwaga akurat jest uniwersalna, pasuje do obu sytuacji. ]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|